W grodze na górę Waszyngtona. Powalone drzewce. Zbz
W grodze na górę Waszyngtona. Powalone drzewce. Zbz
ziem bez ziemi ziem bez ziemi
1940
BLOG

USA, New Hampshire – żyj wolnym lub zgiń (Zdjęcia + notka)

ziem bez ziemi ziem bez ziemi Podróże Obserwuj temat Obserwuj notkę 12

USA, New Hampshire – żyj wolnym lub zgiń !

New Hampshire, mały stan na północno-wschodnim wybrzeżu, w którym spędzam swój czas od kilku lat. Jego wojowniczo-wolnościowe tradycje uwieńczone są na każdej tablicy rejestracyjnej hasłem: „żyj wolnym lub zgiń”. Kiedyś słowa te wypowiedziane (napisane w liście) przez sławnego generała, w rocznicę sławnej bitwy do dzielnych weteranów, miały troszkę inne odniesienie do rzeczywistości niż obecnie. Dziś wszyscy czerpią tutaj garściami z wywalczonej kiedyś wolności, nikomu nie mieści się w głowie aby jakakolwiek walka zbrojna się tutaj powtórzyła...

Niemniej hasło „żyj wolnym lub zgiń” jest wciąż aktualne w dość groteskowy sposób. Na terenie stanu motocykliści nie muszą ubierać kasków ochronnych. Gnają więc tabuny goło-głowych motocyklistów na swych lśniących Harleyach i przygarbionych ścigaczach. Wiatr rozwiewa włosy, kurz sypie w oczy. Niektórzy dla ochrony ubierają ciemne okulary. Spróbuj odebrać im ten przywilej! Giną w wypadkach i zapewne chętnie zginą w walce za tą wolność. Na rowerach za to w kaskach, ja bez kasku korzystam z wolności.
Innym przykładem jest dobrowolność zapinania pasów bezpieczeństwa w samochodach, obowiązkowo tylko dla ludzi poniżej 18 roku życia. Brak stanowych podatków dochodowych i bardzo łatwy i szeroki dostęp do broni palnej. W lokalnym radiu zachęcają do strzelania do wiewiórek, jako jednej z pro-zdrowotnych form aktywnego wypoczynku... Osobiście poznałem niewinnie wyglądającą studentkę, która trenuje na zwierzaczkach celność łucznika. Wiewiórek pod dostatkiem, nikogo to nie razi, no może przyjezdnych. Strzelnice zaraz przy drodze, wystarczy zapisać się do klubu i można trenować. Strzelba, pistolet, shotgun, jedna zasada: nie kieruj lufy w sąsiada. Przestępczość znikoma (chociaż ukradli mi stary i zdezelowany rower nocą z otwartego garażu oraz ochraniacze na uszy), ludzie zamożni, domy wielkie i o różnorodnych kształtach, ponad 96% ludzie biali

Trochę pozwiedzałem okolicę. Byłem tu i byłem tam, na środku i trochę po brzegach. Jest tu ładnie, nawet bardzo. Po okolicy porozrzucane liczne jeziorka i fragmenty lasu, które dalej łączą się w obszerny gąszcz. Pewnego dnia przekroczyłem rzekę i ruszyłem między drzewa. Krocząc przed siebie, ostrożnie, aby nie zbliżyć się za nadto rozsianych domków, szedłem. Strumienie, rzeczka, jeziorko, wszędzie szelest wiewiórek. W pewnym miejscu dostrzegłem starą drewnianą tablicę, sto lat, może więcej:
"Własność Roya Macdonalda. Przybyszu jesteś tu mile widziany, bądź uważny aby nie uszkodzić roślin, nie zostawiaj śmieci. Te 20 akrów (chyba) lasu rośnie nietknięte przez ludzi i tak zostanie na wieczność."

I ta wieczność natchnęła mnie taką oto prawie-rymowaną myślą:
1.
Czas mknie szybko jak strzała,
która nie może dogonić żółwia...
Żółw z głębin oceanów
przebija bezmierną taflę raz na milion lat.
Trafiony zbłąkanym ostrzem
Wróży nadejście człowieka.

2.
Przyszłość nie istnieje,
jednak można ją bezbłędnie przewidzieć.
Przeszłości już nie ma,
Jednak można ją opowiedzieć w szczegółach.
Teraźniejszość jest tu, jednak nie można jej uchwycić.

Na północy Góry Białe.
Najwyższy szczyt obecnie nazywa się Górą Waszyngtona, kiedyś nazywał się AGIOCOCHOOK – Dom Wielkiego Ducha. Ale Wielki Duch odszedł, zastąpił go duch Waszyngtona. Potem kolejne duchy amerykańskich przywódców zasiedliły okoliczne wierzchołki, tworząc prezydenckie pasmo: Jackson – 1235, Pierce – 1314, Eisenhower – 1457, Franklin – 1524, Monroe – 1637, Waszyngton – 1917 mnpm, Jefferson – 1741, Adams – 1760, Madison – 1636. Świątynia ludów rdzennych upadła... Na Adamsie bohaterski polski akcent, notka ze zdjęciem i krótkim opisem, wspominająca śmierć w Afganistanie amerykańskiego Polaka – Adama Kuligowskiego, 21 lat. Za wolność waszą i naszą, może w to wierzył, ale wysłali go gdzieś w obce ziemie, w gordyjski konflikt.

Waszyngton to najwyższy szczyt w północno-wschodnich rubieżach USA. Wiele kroków w górę, jeszcze więcej w dół. Sama wysokość nie robi może wrażenia, ale reputacja tak. To tutaj w 1934 roku pewien śmiałek zarejestrował najszybszy wicher przyziemny, bagatela 372 km/h, podobno jeszcze nie pobity. W połowie drogi tablica z ostrzeżeniem, do tej pory zginały tu 103 osoby, jeżeli pogoda jest zła, zawróć. Podnoszę głowę, rozglądam się, zastanawiam jak to możliwe, rzucali się kamieniami ? Wiatr ich porwał ? Potem się dowiedziałem, że wielu na atak serca. My mieliśmy pogodę wspaniałą, odświeżający wietrzyk i czasami przysłaniające słońce białe baranki.

Jak donoszą media, wieje tutaj często i gęsto. Las przypomina pole po bitwie, zastygłe w bezruchu. Drzewce wciąż trwają na swojej ziemi, choć często stają do walki z żywiołem zawzięcie atakującym z każdej strony. Wielu leży bez ducha, wielu umiera wyrwanych z korzeniami, wielu złamanych w pół już nie powstanie, rannych nikt nie zliczy. Powyżej 1200 m drzew już nie ma. Mimo to dalej trwają, gdzie trwać jeszcze mogą, zakładają rodziny, obficie zalesiają potomstwem, dają schronienie, dają pożywienie. Wzrastają w nadziei, że unikną walki z żywiołem, mimo obrazu otoczenia, relacji starszych. Takie to już ich życie, dobrze że nie nasze ;).

Droga na szczyt dzika, dziewiczy las, kamienie, skały, strumienie, wodospady, kilku piechurów, ukryte zwierzęta czekające wieczoru. A na szczycie po amerykańsku, flaga, stacyjka kolejowa, kilka budynków przykutych do ziemi łańcuchami, parking samochodowy, muzeum, podest widokowy. I tłum ludzi, którym wydaje się, że dobyli szczyt.

Byłem w Górach Białych już wiele razy. Zdeptałem głowy prezydentów i wiele innych szlachetnie nazwanych szczytów, wiele razy z przygodami. Marsz w ciemnościach, nie planowany nocleg w szałasie, zaskakująco wymagające szlaki. Ostatnio z Jeffersona zauważyłem tajne znaki kosmitów, które uwieńczyłem zdjęciem, na Adamsie zdjęcie i notka amerykańskiego Polaka poległego w Afganistanie. Góry podzieliły się ze mną swą wiedzą, ponieważ w USA, więc po angielsku:
We can know our destination, but not a destiny...

A w akapicie polecam, film dokumentalny:
http://www.youtube.com/watch?v=DyRJ4tbfWcQ
oraz wspaniała książka “Trylogia księżycowa” J. Żuławskiego, napisana na przełomie 19 i 20 wieku, ktoś powinien przetłumaczyć ją na angielski.
 

Zobacz galerię zdjęć:

W drodze na górę W, jedn z licznych wodospadów. Zbz
W drodze na górę W, jedn z licznych wodospadów. Zbz Kolejka pędząca grzbietem na szczyt góry W. Zbz W drodze na górę W. Zbz A na szczycie najgorsza pogoda na świecie. Zbz Muzeum na szczycie góry W. Zbz Widok z góry na dywan chmur. Zbz To samo, ale może ładniejsze zdjęcie. Zbz Widok na głowy pozostałych prezydentów. Zbz Poniżej parking i góry chmury. Zbz Dom przykuty łańcuchami do szczytu góry W. Zbz Wspinając się na Jeffersona. Zbz Kamienna Głowa Jeffersona. Zbz Widok z Jeffersona. Zbz Tajemnicze znaki wycięte przez Kosmitów. Zbz Widok na głowę Adamsa. Zbz Szczyt Adamsa, wspomnienie amerykańskiego Polaka, który zginął w Afganistanie -- Adama Kuligowskiego 21 lat. Zbz Notka o Adamie Kuligowskim, z widokiem z Adamsa. Zbz Widok z Adamsa na Madisona. Zbz Po spędzonej nocy w schronie, o pierwszym brzasku, góry zalane oceanem chmur. Zbz Na powrotnym szlaku. Zbz

co by nie napisać i tak nie byłoby to zgodne z rzeczywistością...

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości