Ziejący krater Masaya. Tu wsypują kawę aby udobruchać złego ;). Zbz
Ziejący krater Masaya. Tu wsypują kawę aby udobruchać złego ;). Zbz
ziem bez ziemi ziem bez ziemi
1416
BLOG

Nikaragua, wulkany, plaże, kościoły, rewolucje.

ziem bez ziemi ziem bez ziemi Podróże Obserwuj temat Obserwuj notkę 5

Gdzie jest kawa Nikaragui ?

Kraj słońcem i kawą słynący, ale tutaj jej nie ma... W kawiarni można dostać profanację kawy, rozpuszczalną berbeluchę. Po dzisiejszej wyprawie poznałem rozwiązanie tej zagadki. Mianowicie w kraterze wulkanu Masaja, żyje straszny i wielki potwór. Czasem można ujrzeć jego rozgrzane czerwone oczy, usłyszeć ryk. Całkiem możliwe że to sam diabeł, bo siarką ostro bucha. Szczęściem, lokalni szamani odkryli, iż demon ów, aby ułagodzony pozostał, musi pić dużo kawy. Więc połowa plonów idzie na eksport do USA, UE lub ITD, a reszta wsypywana jest do krateru aby diabła złe zamiary ułagodzić...

Życie w strachu. Kilka lat temu, chyba za mało wsypali. Nie dość, że czort ziemią zatrząsł, wchłonął przy-kraterowy parking, to jakby jeszcze było mało, plunął serią rozgrzanych głazów... Więc jeżeli jeszcze ktoś ma wątpliwości, że piekło istnieje, a diabeł siarkę pali, niech lepiej porzuci swój brak wiary, bo dowód jest tutaj!

Trochę tak jak u nas z Wawelskim Smokiem, tylko tu jeszcze Szewczyk Dratewka się nie narodził. Ludzie cierpią, kawy dobrej pić nie mogą, mimo iż ją uprawiają... No ale może już niedługo. Wydaje się, że zaczyna tutaj działać anty-smocza organizacja. Możliwe że zainspirowana krakowskim doświadczeniem. W innym wielkim kraterze, zalanym cudownym jeziorem Apaya, widziałem spory obraz namalowany na murze. Duży muchomor z małym muchomorkiem. Pod dużym było: "Samos de Polonia" (Jesteśmy Polakami), a pod małym "Soy Polaco" (jestem Polakiem). Także odsiecz, z Dratewką na czele, zbliża się. Dni gadziny są policzone.

Cofając się w czasie (tej podróży), należy wspomnieć o stolicy. Byłem tam trochę ponad 20 godzin. I wystarczy. Historia miasta to żywiołowa klęska, klęska i klęska. Ostanie trzęsienie w 1972 zniszczyło ostatnie zabytki. Zdefraudowane pieniądze na odbudowę leżą gdzieś w zamorskich bankach... Odrosły drzewa, niskie domy, ulice, ronda, slamsy i tyle...

Ale w pobliżu jest piękna Granada. Upiększa imię Nikaragui. Perła okresu kolonialnego. Obecnie przybrudzona, przypalona i podziurawiona ostatnimi wojnami. Mury jej zapisały historie niedawnych rewolucji i walk o lepszą przyszłość. Zaczyna się zwykle tak samo, dla dobra większości, a kończy zmianą warty w pałacu królewskim. Post-rewolucyjna „wolność” zostawia na boku polepszanie życia dnia codziennego, zajmuje się sprawami ważniejszymi. Więc i dawny blask miasta przytłumiło ruinami świątyń i fortec. Na szczęście w wielu miejscach Perła wciąż zachwyca ciekawą architekturą, przyrodą i atmosferą.

O ludziach.

Góra z górą się nie zejdzie jak człowiek z człowiekiem. Jedziemy, idziemy, docieramy na krańce świata. Wysunięty cypel, odległa wyspa, zagubiona góra. Miasta których nazw nikt nie słyszał, małe zapominanie mieściny. Nikogo nie widać przed nami, za nami też pusto. Zatrzymujemy się w jakimś przypadkowym miejscu i o dziwo nie jesteśmy sami. Dotarli tu wcześniej. Mniej lub bardziej podobni. Spotkaliśmy się na piaszczyście pięknych, pustych plażach Jiquilillo.

Podrównikowy Pacyfik jest ciepły, jednak wciąż orzeźwiająco chłodny. Słońce pali bez litości, plaże są puste. Serfujące pelikany, biegające kraby, zwinne jaszczurki, bezdomne psy. Czasami ludzie rzucani przez fale... Przybysze i miejscowi chowają się w cieniu palmowych dachów.

Nadmorskie palmowe chatki goszczą ludzi różnych charakterów, różnych korzeni. Francuskie najlepsze sery, belgijskie piwa, holenderskie tulipany czasem polskie zapomniane, acz chwalebne i wspaniałe historie... Nikt nie odważy się odebrać Francuzom serowej sławy, Holendrom tulipanowego krajobrazu, Niemcom potęgi, Amerykanom wielkości, Żydom cierpienia. Nikt prócz przybyszów zza zasieków zapomnianych krain. Bez względu na przyszłość, czy przeszłość, rzucając się na fale Oceanu, rozumiemy i zgadzamy się doskonale.

Napotkani ludzie i ich opowiadane historie wydają się tak nierealne i niemożliwe. Odległe i zamazane jak sen. Jednak tak często zdarzają się naprawdę. Na jednej z wysp mieszka Kanadyjczyk-Amerykanin, medyk-weteran, członek wojskowego wywiadu podczas wojny w Wietnamie, zawodowy tenisista (490 miejsce w światowym rankingu), psycholog, inżynier-samouk (skonstruował urządzenie przesyłające dane sejsmologiczne z jednego z wulkanów), właściciel hostelu z rzekomo najlepszymi hamburgerami na Omatepe.

W Leon młody milioner z Kalifornii, prowadzący legalną uprawę marihuany do celów medycznych. Twierdzi, że najlepsza. W Nikaragui odnalazł miłości, oraz spokój prowadzenia malej kawiarni z dobrą kolumbijską kawą.

Emerytowany kierowca ciężarówki, pracownik nowojorskiego cygarowego pubu. Na karaibskim wybrzeżu odziedziczył dom i bar. Serwuje dobre jedzenie, przyprawione ciekawymi opowieściami. Ma zamiar przenieść się na stałe.

W Nikaragui nie tylko ludzie zmęczeni zachodnim trybem życia, ale i rzeczy, przeżywają swoją drugą młodość. Drugie życie wiodą tutaj między innymi amerykańskie żółte "school busy". Szalona emerytura. Pędzą szybko jak nigdy dotąd, pokonują bezdroża o których mogły wcześniej tylko marzyć. Dumnie prężąc napis: „Elemetary school of (...)”lub „ (...) high school”. Owe pojazdy mają kilka cudownych właściwości. Mieszczą dowolną liczbę pasażerów, oraz są zdolne pokonać każdą trasę. Żółte i zapchane zostały ochrzczone kurnikami. Nie rzadko podróżują nimi prawdziwe kury. W ich wnętrzu panuje rodzinna atmosfera, co wydaje się metodą na przetrwanie długich i zatłoczonych godzin. Bieda wzmacnia instynkty, ludzie, aby przetrwać, muszą sobie pomagać. Młoda matka bez strachu oddaje swoje dziecko w głąb autobusu, na pierwsze wolne i przyjazne kolana...

Na przystankach wchodzą kobiety z misami pełnymi jedzenia oraz napitku. Cudem przemierzają kurnik wzdłuż i wszerz, docierając do najdalszej grzędy. Ciasta, pieczone banany, coś na kształt dużego pieroga. Pasażerowie kupują, konsumują, także ja. Smacznie, tanio i mam nadzieję, że zdrowo. Jedzenie wydaje się być tutaj jedną z głównych przyjemności. Uliczni i wędrowni sprzedawcy smakołyków są wszędzie. Ludzie mimo iż biedni, często są otyli. Marzenia budzą pragnienia, pragnienia wzmacniają pożądanie. Żądza jedzenia obezwładnia jak każda inna, a przy tym jest łatwiej dostępna.

Kraniec świata.

O dziwno i niemalże cudem, kurnikiem można dotelepać się na krańce cywilizacji. Prowadzi tam droga nie-droga, a jednak wciąż droga. Dziury, głazy, woda. Autobus kołysze i skacze jak łódź na dziesiątce w skali Beauforta. Pasażerowie za bardzo się tym nie martwią, ja spięty gotowy jestem do przewrotki.

Na Końcu Świata leży niezwykłe Potosi. Miasteczko portowe, brak dróg twardych, motel i bar. Była tu niegdyś najwyższa góra Nikaragui, około 3000 metrów. Niespodziewane wybuchła w 1845 roku, pozostawiając po sobie krater o wysokości 870 metrów i gigantyczną dziurę zalaną jeziorem. Rozerwane strzępy góry, popioły i dym, zakryły Słonce na długie dni, od Meksyku po Kolumbie. Mówią, że największa eksplozja w pamięci Ameryki Centralnej. A teraz cudownie piękny krater z widokiem na okoliczne kominy dymiących wulkanów. Tolkienowskie Krasnoludy kują zbroje i topory. A ja wykułem strofę: 
 

W Potosi Krowa robi muu,

i sra w cudowne termalne źródło.

Małpa gryzie w palec.

Krater Cosiguino jest wspaniały,

wody jego jeziora nieosiągalne...

Leon - przytłumiony blask wielkiej rewolucji.

Nie tak dawno Nikaragua cierpiała na rewolucje, kontrrewolucje i inne bratobójcze konwulsje. Ludzkie spojrzenia, twarze budynków oraz klimat miast wciąż noszą na sobie pamięć burzliwych przemian. Nie sposób uniknąć tego tematu zwłaszcza po pobycie w Leonie. Post-kolonialnym szmaragdzie, rywalu Granady. Miasto ładne, europejsko-hiszpańskie, wzbogacone lokalnymi wariacjami inspirowanymi nikaraguańskim klimatem. Jak klisza fotograficzna zapisało na swoich ścianach brzemienne w czynach i skutkach dni chwalebnej przeszłości, ze szczególnym uwzględnieniem ostatniej rewolucji.

W Nikaragui, zwyciężyła rewolucja, ludzie są „szczęśliwi” choć najbiedniejsi na kontynencie. Oczywiście drogę do zwycięstwa próbowali zatarasować różni, a wśród nich oczywiście wszędobylscy amerykanie i ich pożądanie tanich bananów. Ale nawet oni nie dali rady ! A wszystko to wymalowane na murach Leonu. Piękne murale opowiadają chwalebną historię od początku ludzkiej pamięci do dnia dzisiejszego. Dobrzy Rewolucjoniści wgniatają w ziemię podłych amerykańskich kapitalistów. Na innym obrazie przeklęci kapitaliści strzelający do niewinnych tłumów.

Jest też okazałe Muzeum Rewolucji w samym sercu miasta. Mieści się w zniszczonym i nie odrestaurowanym budynku dawnych krwiopijców. Okien nie ma, mury obdrapane, za przewodników sami szlachetni bojownicy. Wśród atrakcji jest ślad po kuli na ciele jednego z nich. A samo muzeum, może dwie sale, ze starymi zdjęciami, wycinkami z gazet, kilkoma tandetnymi eksponatami. Kilka malowideł ukazujących samych wielkich, wśród nich Chegewara i podobni druhowie. Wyprawa na dach i podziwianie panoramy miasta. Lepiej nie osądzać, uwolnić się od oceny, oby pokój się utrzymał, a ludzie mądrzeli... Jak historia o słoniu w ciemności. Złapiesz za trąbę, wystraszysz się węża, złapiesz za nogę pomyślisz że to drzewo. I stracisz mnóstwo czasu na udowodnianiu swojego błędnego punktu widzenia. Lepiej zapalić światło drogi środka i ujrzeć słonia.

 

Zobacz galerię zdjęć:

Jesteśmy Polakami, ma murach krateru i jeziora Apaya. Zbz
Jesteśmy Polakami, ma murach krateru i jeziora Apaya. Zbz Krater Apaya.Zbz Wulkan pokryty wiecznymi chmurami. Wyspa Omatepe. Zbz Na wyspie Omatepe. Zbz Wygrzewając się na pustych  plażach Jiquilillo. Zbz Gospodarstwo na Jiquilillo. Zbz Jiquilillo. Zbz Granada, kościół osmolony rewolucją. Zbz Jedna z ulic Granady. Zbz Kolejny kościół osmolony rewolucją. Granada. Zbz Granada. Zbz Cudowne termalne źródło w Potosi. Zbz Krater Potosi, jeszcze nie tak dawno najwyższa góra Nikaragui. Zbz Leon, mural, kapitaliści strzelają do robotników. Zbz Leon. Fragment muralu opisującego dzieje Nikaragui. Fragment "nadejście ery katolicyzmu". Zbz Leon, rewolucjonista wgniata w ziemię "podłego amerykańskiego kapitalistę". Zbz Kościół W Leon - kolejna ofiara walk rewolucyjno - kontrrewolucyjnych (czyli bratobójczych). Zbz

co by nie napisać i tak nie byłoby to zgodne z rzeczywistością...

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości